Wiszary. Śladem cienia i szelestu
Praca pisemna
Początek
Styczeń
2015. Na stole leżało duże, okrągłe pudło. Tysiące pomysłów kłębiło się w głowie,
a pod ręką czekały na użycie narzędzia: wiertarka, piła, deski, klej, tektura.
Tak rozpoczęłam eksperymenty, które miały mi pomóc odnaleźć nową drogę
wypowiedzi artystycznej. Przyzwyczaiłam się do tego, że podejmuję działanie,
kiedy wiem, co chcę przekazać. Dobieram medium, kolory i formę do tematu oraz
odczuć, które praca ma przedstawiać. Tym razem postanowiłam zaryzykować i
odwrócić sytuację. Zdecydowałam obserwować i „posłuchać”, co mogą mi zaoferować
rzeczy zgromadzone na biurku. Chciałam nauczyć się czegoś nowego, choćby za cenę
porażki.
Pudła-sceny, mikroteatry
Zaczęłam
od rysunków w formie zwojów, które po zamontowaniu w zamkniętym, oświetlonym
wewnątrz pudle z wmontowanymi wizjerami tworzyły rodzaj rysunkowego
fotoplastykonu. Efekty pracy jednak szybko przestały mnie zadowalać.
Wątpliwości narastały. Nie zniechęcała mnie sama forma przedstawienia
(zamieniająca rysunek w coś na kształt niemego filmu), ale dopasowywanie na siłę
pomysłów do takiej konwencji. Zrozumiałam, że nie wystarczy stworzyć instalację
z przypadkowym rysunkiem. Treść zawarta na papierze musi posiadać
pretekst, by w taki a nie inny sposób zostać przedstawioną. Inaczej całość
zmieniała się w kuglarskie hokus-pokus. Mechanizm zainstalowany w środku
pudła, napędzany manualnie korbą, kusił do innych poszukiwań.
Kiedy
niezadowolona z efektów pracy miałam porzucić dalsze poszukiwania,
przypomniałam sobie o Kineformach
Andrzeja Pawłowskiego[1]
i roli przypadku w jego twórczości. Nieoczekiwanie w mojej koncepcji kino
zmieniło się w teatr. Postanowiłam, że to przedmioty włożone do pudła i
wprawione w ruch za pomocą ruchomej podstawy, opowiedzą własną historię. W
pudle zamontowałam scenę, na magnesach zawiesiłam latarki z różnymi
filtrami. Brakowało tylko aktorów. Zbierałam
miękkie mchy, zielone porosty, dziwnie wykręcone gałązki o przeróżnych kolorach
i kawałki odłamanej kory o pięknych wgłębieniach. Ze znalezionych elementów
tworzyłam w wyobraźni kompozycje oddające ich piękno i wzajemną harmonię. Kiedy
wszystko było już gotowe, a każdy element znalazł się na swoim miejscu,
umieściłam światła w odpowiednich punktach, zamknęłam wieko i zajrzałam do
środka przez wizjer…
Krzywe zwierciadło
To,
co zobaczyłam, zupełnie odbiegało od mojego wyobrażenia. Światło barokowo
podkreślało fakturę i kształty przedmiotów. Cienie zlepiały pojedyncze elementy
w całości. W pudełku drobne elementy całkowicie się przeistoczyły,
przeskalowały. Po uruchomieniu korby, która obracała scenę, obraz stał się
jeszcze bardziej niepokojący: zbyt długa gałąź zablokowała część kompozycji,
przez co podłoże przesuwało się, a niektóre elementy zatrzymały się w jednym
miejscu. Misternie przygotowany układ z każdym ruchem rozpadał się. Część
obiektów spadało ze sceny, inne walczyły o miejsce na arenie. Rośliny ożyły;
wyglądały jak pożerające się nawzajem oszalałe zwierzęta. Obserwowałam wszystko
zafascynowana i przerażona. Mój raj zamienił się w piekło.
Nigdy
więcej nie udało mi się odtworzyć tego pierwszego układu. Zrozumiałam, że wnętrze
pudła rządzi się innymi prawami niż te, które panują na zewnątrz, a ja
potrzebuję bardzo dużo czasu, by nauczyć się nimi posługiwać. Jednak wizja
ogrodu, który złożony jest z delikatnych, pięknych elementów, ale może zamienić
się żywą, drapieżną Istotę, nie dawała mi spokoju.
Senne „TU”
Działanie
przedmiotów wewnątrz pudła przypominało mi sen, w którym przedmioty codziennego
użytku nabierają innego znaczenia i charakteru, niż przyzwyczaiła nas do tego
jawa. Zresztą może pomysł na budowę idealistycznego pejzażu powstał właśnie
dzięki snom? To dzięki nim docieram czasem do miejsc, które nie są zwykłym
pejzażem. Pojawiają się niespodziewanie. Przypadkowo natrafiam na nie podczas
sennej wędrówki. Zawsze, kiedy w nich przebywam przez głowę przemyka mi myśl:
„Ach, to TU jestem”. Choć zawsze to „TU” jest inne. Często to las, czasem łąka,
prawie zawsze rzeka. Choć tak naprawdę ten świat się przenika: wodorosty
poruszające się wraz z ruchem wody po chwili mogą okazać się gałęziami drzew
kołysanymi przez wiatr. Co różni te
miejsca od innych sennych pejzaży? Nie wiem. W snach tęsknię do nich i
staram się jak najdłużej w nich zostać. Te jednak bardzo szybko znikają,
sprawiając, że sen znów jest tylko snem…
Stalker – przewodnik po nieznanym
„Strefa to bardzo skomplikowany system pułapek i wszystkie są śmiertelne. Nie wiem, co tutaj się dzieje, kiedy nie ma
ludzi, ale kiedy ktoś się pojawi wprawia Strefę w
ruch. Stare pułapki znikają i pojawią się nowe. Bezpieczne miejsca okazują się
nie do przejścia. Ścieżka raz jest prosta
i łatwa, a ta znowu plącze się i gubi. Taka jest Strefa. Może nawet wydawać się
kapryśna, ale przez cały czas to my ją tworzymy, naszą obecnością”.[2]
Tak opisuje zakazany obszar jeden z
bohaterów filmu Stalker Andrzeja
Tarkowskiego. Wizja przedstawiona przez rosyjskiego reżysera osobliwie łączyła się z moimi
doświadczeniami związanymi z instalacją. Strefa to nie tylko pierwotna
natura, która pochłonęła pozostałości po ludzkiej obecności. To żywa, obdarzona
inteligencją istota, która wchodzi w interakcję z przebywającymi w niej ludźmi.
Na świecie istnieją Stalkerzy – nielegalni przewodnicy, którzy nie tylko
potrafią przedrzeć się do środka pilnowanego obszaru, ale wiedzą też, jak
bezpiecznie poruszać się, będąc już na miejscu. W środku Strefy znajduje się komnata,
która spełnia życzenia. To ona jest celem ludzi, którzy decydują się na
niebezpieczną podróż.
Zachowanie
Stalkera jest nietypowe dla wzoru, do którego zdążyły nas przyzwyczaić filmy
czy opowiadania. Nie jest on niewzruszonym silnym przewodnikiem, oparciem dla
nowicjuszy w nieznanym miejscu. Choć wie, gdzie kierować poszukiwaczy, jest
bardzo emocjonalny, poddańczy w swojej misji. Zachowuje się jakby był
uzależniony od niebezpiecznego miejsca. Strefa odurzyła go i uzależniła od
siebie. Zdaje się być skażony jej piętnem. Choć tłumaczy swoje zachowanie
pragnieniem uszczęśliwiania ludzi, tak naprawdę nie interesuje się nimi. Jedyna
osoba, której dalsze losy po wypowiedzeniu życzenia w komnacie znamy,
powiesiła się – o innych nic nie wiadomo. Dlaczego skoro Stalker dba o
szczęście swoich klientów, nigdy nie starał się dowiedzieć, jak potoczyły się
ich dalsze losy? Bał się prawdy? Dowiadujemy się przecież, że „liczba nieumotywowanych
zbrodni wzrasta”. Komnata bowiem nie spełnia życzeń wypowiedzianych na głos,
ale te, które kryją się najgłębiej w naszym sercu. Są to najczęściej spychane
przez naszą świadomość pragnienia, które nami kierują, ale z których
istnienia sami nie zdajemy sobie sprawy.
Strefa
W
Strefie natura zapanowała nad wytworami człowieka. Domy, fabryki, drogi zostały
bujnie porośnięte dziką roślinnością. Resztki podłogi zatrzymują wodę, która
przedostała się przez dziurawy dach. Wszystko jest pierwotne, piękne i
tajemnicze, chociaż przedstawia zniszczenie dorobku ludzkości (kultury,
religii, wszelkiego bogactwa). Przyciąga do siebie człowieka, przypominając mu
o pierwotnych korzeniach, o których zapomniał. Strefa jest więc naszą
podświadomością? Czymś, co tkwi w nas głęboko, ale zapomnieliśmy o tym przez
chęć władania nad naturą? Jeśli tak, jest też siłą, która nieuświadomiona może
być niebezpieczna, chociaż sama istota Strefy nie może być niczym złym. Wydaje
mi się, że najważniejsza i najbardziej wartościowa dla bohaterów filmu była
sama podróż, droga, którą pokonali i przemyślenia, które im towarzyszyły podczas
niej. Strefa sprawiła, że zdystansowali się od swojego codziennego życia.
Zrozumieli, że człowiek nie jest panem wszystkiego. Że istnieją na świecie
rzeczy, do których należymy, ale nigdy ich do końca nie poznamy. Moment, kiedy
jeden z bohaterów chce przejść drogą na skróty, jest dlatego tak pełny napięcia,
ponieważ żaden z podróżników wprowadzanych do nowego świata (licząc razem z
widzem) nie był gotowy, stanąć przed progiem komnaty. Wejście do niej jest
równoznaczne z oddaniem władzy nieświadomości i ukrytym pragnieniom[3].
Siódma warstwa
Teraz
zastanawiam się: czy w ogóle możliwe było przystąpienie do pracy bez zamierzonego
celu? Czy wsłuchiwanie się w możliwości przedmiotów nie jest tylko niedoścignionym
marzeniem. Przedmioty stały się pretekstem do stworzenia projekcji na ich
temat. Nie można przystąpić do czegoś w oderwaniu od wiedzy, przeżyć i doświadczeń.
Rola przypadku w mojej pracy była na pewnych etapach ważna. Ale czy to
był przypadek? Czy raczej podświadomość? A może chęć użycia nieznanych mediów
była tylko otwarciem się na cel, który już od dawna był obrany?
Bliska moim rozważaniom jest wizja
Brunona Schulza z opowiadania Wiosna,
w którym autor szuka i odnajduje analogię pomiędzy naturą a kulturą. Efekt,
który widzimy na zewnątrz w postaci tytułowej pory roku, wynika z fermentacji
resztek, odpadów. Na samym jednak dnie, w ostatniej warstwie znajdują się
fundamenty kultury i podświadomości zbiorowej: „Proszę podać
mi rękę, krok jeszcze i jesteśmy u korzeni i natychmiast staje się
gałęzisko, mrocznie i korzennie jak w głębokim lesie. (…) Jesteśmy na samym
dnie, u ciemnych fundamentów (…) Tu są te wielkie wylęgarnie historii, te
fabryki fabulistyczne, mgliste fajczarnie fabuł i bajek. Teraz wreszcie rozumie
się ten wielki i smutny mechanizm wiosny. Ach, ona rośnie na historiach. Ile
zdarzeń, ile dziejów, ile losów! Wszystko cośmy kiedykolwiek czytali, wszystkie
zasłyszane historie i wszystkie te, które się nam majaczą od dzieciństwa –
nigdy nie zasłyszane – tu, nie gdzie indziej jest ich dom i ojczyzna”.[4]
Schulz, analizując
procesy rozkładu i wzrostu, utożsamia je z istotą swojej profesji, zakopuje
historie głęboko pod ziemią, by potem pozwolić im zmartwychwstać. Nawiązuje do
nieświadomości i możliwości sięgnięcia na dno najbardziej pierwotnych
archetypów. Próba zaczerpnięcia inspiracji z zewnątrz okazała się podróżą do najgłębszych
pokładów myśli, lęków i tęsknoty we mnie samej. Wizja ogrodu była więc
opowieścią o śmierci, tęsknocie za ideałem i niebezpieczeństwem w obcowaniu z czymś
od nas silniejszym, co może doprowadzić do odnalezienia szczęścia, ale też
niesie ze sobą możliwość zniszczenia.
Muzeum
wyobraźni
W poszukiwaniach motywów, różnych oblicz
poruszanego tematu i rozwiązań plastycznych nie byłam osamotniona. Idąc za
wizją Schulza w „warstwach korzennych” mojej pracy, spotykałam wizje i szepty
innych artystów. Nie sposób było od nich uciec. Zresztą nie widzę sensu
wyparcia łączności z przeszłością: „Mieć korzeń – nasienie – kości przodków to posiadać klucz do życia. To
tańczyć z życiem i ze śmiercią. Tańczyć, śpiewając aż życie ponownie
się odrodzi.”[5]
Na każdym etapie pracy towarzyszyli mi twórcy dzieł z mojego muzeum wyobraźni:
Hieronim Bosch, Sandro Botticelli, Bolesław Leśmian, Francis Bacon, Henri Rousseau,
Georgia Russel czy Ana Mendieta. Opowiadali historie, z których wysnuwałam pojedyncze
nici do własnej pracy. Jednak to
Leśmian, zaraz po Brunonie Schulzu i Andrzeju Tarkowskim wywarł na mnie
największy wpływ podczas tworzenia pracy dyplomowej.
Istota zieleni
Szczególnie ważnym utworem jest dla mnie tytułowy wiersz z tomiku Łąka. Podobnie jak Tarkowski, Bolesław
Leśmian przedstawia naturę nie jako zjawisko, ale jako Istotę posiadająca własną
wolę i inteligencję. Łąka przyciąga do siebie wiele
istnień. Pszczoły składają jej dary niczym trzej królowie Jezusowi – Bogu. Jej potężną moc, podkreśla przybycie samej
nieskończoności, która, poznając ją, nie chce już odejść. W naturze jest, więc
coś, co przyciąga metafizykę. Może jest nawet samym sednem, kwintesencją
boskości? Natura wabi, nęci i przyciąga. Zachwycony podmiot liryczny pragnie
nie tylko podziwiać jej piękno, ale stopić się z nią w jedność. Stać się
nią samą! Zaprasza, więc łąkę do domu, oddając jej nie tylko siebie, ale też
cały swój dobytek, wszystko to, co stanowi o jego człowieczeństwie, co
współtworzy jego życie. Konfrontacja tych dwóch światów niesie ze
sobą możliwość śmierci. Człowiek bowiem, który poddaje się zieleni (zieleń nie
jako uogólnieniu roślinności, ale jako sedno istoty Natury) może się w niej na
tyle zatracić, że straci swoje człowieczeństwo. Również dla Łąki ludzka miłość jest niebezpieczna: co człowiek
pokocha – pragnie mieć na własność („kosą pachnie twa miłość co pożera
kwiaty”[6]).
Tylko czy śmierć jest czymś złym? Wyparcie i strach przed nią, nie
pozwala na życie pełnią. „Symbioza z naturą nie jest relacją łatwą. Natura bywa
łaskawa, ale i mściwa, rodzi ale i zabiera. To człowiek nauczył się postawy
roszczeniowej wobec Natury. Owa korelacja jest jak taniec życia ze śmiercią.
Dwa archetypy traktowane są często jak dwa przeciwieństwa, podczas gdy Pani
Śmierci reprezentuje elementarną część rytmu tworzenia. Niezrozumienie cyklu Życia
– Śmierci – Życia wynika często z niepogodzenia się czy raczej z próby
odrzucania jego śmiertelnego aspektu. A odrzucić ani uciec przed śmiercią
się nie da. Ludzi paraliżuje strach przed nią, jej ostateczność,
nieodwracalność, czarna dziura”.[7]
Odbicia
Nauczona
doświadczeniem z pierwszą instalacją, której układ i działanie okazały się nie do
powtórzenia, zaczęłam dokumentować kompozycje zbudowane przeze mnie wewnątrz
pudła. Dzięki temu powstała seria zdjęć „teatralnych pejzaży”. Nie zależało mi
tym razem na stworzeniu instalacji, która miałaby być finalnym dziełem.
Fotografowane scenografie miały być wyjściem do stworzenia kompozycji na
płótnie, w których żywioły przenikałyby się jeszcze mniej dosłownie. Same
zdjęcia okazały się jednak świetnym materiałem do dalszych eksperymentów. Pod
wpływem rozpuszczalnika zmieniały swój krzykliwy charakter, kolory łagodniały,
ostrość została zamieniona we wrażenie mgły lub wody. W zależności od ilości i
sposobu nakładania na zdjęcie płynu, obraz przekształcał się i modyfikował. Do
uzyskanych w ten sposób obrazów zaczęłam dorysowywać elementy roślinne, budować
głębię. Efekt był niezadawalający: nie współgrał z całością. Zależało mi
zresztą, by prace nabrały większej przestrzenności. W ten sposób dołączyłam do
projektu wycinanki.
Ogrodniczka w papierowym świecie
Ażurowe,
wycinane z ręcznie farbowanych papierów rośliny, w pewnym momencie zaczęły
dominować w mojej pracy. Pomysły rozrastały się i rozpełzały. Każde nowe
rozwiązanie niosło za sobą kilka nowych możliwości dalszego działania. Moje
prace nie tylko dotykały tematu natury, zaczęły się zachowywać jak ona.
Zamknięte pudła, szyby, pojemniki przestały im wystarczać. Prace domagały się
przestrzeni i łapczywie zagarniały każde wolne miejsce w pracowni.
Z kolei moja rola w tworzeniu pracy dyplomowej
coraz bardziej przypominała pracę ogrodnika, próbującego zapanować nad żywiołem
dżungli. Pewne pomysły przycinałam, by inne mogły rosnąć i rozwijać się. Niektóre
obrazy zakorzeniły się tak głęboko że nie sposób było je usunąć. Rozpostarły
się zwycięsko, nie przejmując się wątpliwościami odnośnie słuszności swojego
bytu. Starałam się plewić z chwastów, może po drodze wyrywając przypadkowo
kilka szlachetnych zalążków. Część odłożyłam na później – przecież nie wszystko
kończy się wraz z obroną dyplomu... Plany i pomysły z początku roku akademickiego
przepoczwarzyły się. Nieoczekiwane rozwiązania, otwierają na dalsze zgłębianie
tematu, i zadawanie sobie nowych pytań, które nie oczekują jednoznacznych
odpowiedzi.
Praca
dyplomowa
przygotowana
pod kierunkiem prof. Adama Brinckena i dr. Rafała Borcza
Kraków 2016
Bibliografia:
Pozycje
zwarte (książki):
B.
Leśmian, Poezje zebrane, wyd.
Instytut wydawniczy Pax 1957
B.
Schulz, Sklepy cynamonowe, wyd.
Biblioteka Narodowa 1989
Adresy
internetowe:
J. Krupiński, Intencja i interpretacja. Genesis Andrzeja Pawłowskiego, Kraków,
2001 https://krupinski.asp.krakow.pl/pdf/janusz_krupinski_intencja_%20i_interpretacja_genesis_andrzeja_pawlowskiego.pdf (dostęp 14.04.2016)
https://zuloartifiziala.wordpress.com/2013/04/10/rio-abajo-rioi-szkic-przyblizajacy-sylwetke-kubanskiej-artystki-any-mendiety/
(dostęp z dnia 20.04.2016)
[1] J. Krupiński, Intencja i interpretacja. Genesis Andrzeja Pawłowskiego, Kraków,
2001 https://krupinski.asp.krakow.pl/pdf/janusz_krupinski_intencja_%20i_interpretacja_genesis_andrzeja_pawlowskiego.pdf (dostęp 14.04.2016)
[2] A. Tarkowski, Stalker, ZSSR, 1979 http://www.cda.pl/video/189705b4 autor tłumaczenia tekstu nieznany
(dostęp 5.03.2016)
[3] Podróż bohaterów przypomina mi
trochę moje własne próby w tworzeniu pracy dyplomowej.
[4] B. Schulz, Sklepy cynamonowe, wyd. Biblioteka Narodowa 1989
str. 160
[6] B. Leśmian, Łąka z tomu Poezje zebrane,
wyd. Instytut wydawniczy Pax 1957
Str.304
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz